Za komuny było lepiej
Wydawałoby się, że ekonomia to zwykła matematyka, że można ją streścić na podstawie prostych liczb i wzoru matematycznego, ale największy ból tyłka sprawia czynnik losowy, inaczej czynnik ludzki. Przez ten czynnik podatny na widzi mi się, trendy czy realne potrzeby wzór konkretny zaczyna być rozmyty do tego stopnia, że staje się po prostu pewnym ekonomicznym prawdopodobieństwem. Ściślej mówiąc nie można uruchomić jakiegoś komputera kwantowego przewidującego przyszłość długoterminowo. Nie ma nigdzie reguły czy za rok ta piekarnia nie rozwinie się czy zbankrutuje. Jest tylko pewne prawdopodobieństwo wg. określonych zmiennych, lecz nigdy nie jest to wynik 100%.
Analizując to wszystko mogę dojść do wniosku – nic nie wiem. „Za komuny było lepiej” – no bo w końcu jeżeli wszystkiego brakowało to istniała potrzeba na wszystko. Wystarczyło że zrobiło się jakikolwiek biznes w miarę funkcjonujący to więcej nie trzeba było się o niego martwić do końca życia – teoretycznie. Nie było konkurencji, wszystko się rozwijało dopiero.
A teraz? Teraz świat ruszył w kierunku zmniejszenia firm, ale powiększenia ich ilości, bezpośredniego kontaktu, zwiększenia zaangażowania w szkolenia różnorakie, większą dbałość o klienta – niemalże kumplostwo. [Oczywiście istnieje pewien balans, bo często narody postępowe za bardzo weszli w ten snobizm i przez to każdy jest naukowcem, a brakuje rąk do brudnej pracy.] Obecnie jeżeli klient nie zna nas, nie kumpluje się z nami, nie pije z nami browaru i nie jest z nami na Ty to nie jest klientem. Wchodzimy do klienta tak głęboko w d. , że aż trudno odróżnić tą naturalność. Schodzimy do krytycznego momentu gdzie praktycznie klient ma wszystko za taką cenę, że się niemal nie opłaca robić biznesów.
Jakieś ciastkarnie lokalne, warzywka, czy zespoły muzyczne to wszystko opiera się na przyjaźni. Ale to jest taka trochę negatywna przyjaźń. Przyjaźń oparta na biznesie. Często bardzo słabym biznesie. Jak można utrzymać się i czuć pewnym w dzisiejszych czasach? Wystarczy jeden czynnik, który zmieni trendy i nasz biznes nie istnieje. Wystarczy, że nie będziemy się kumplowali z kimś i ktoś o nas pomyśli źle i koniec. Ból d. mam dopiero wtedy gdy wiem, że książkowo każdy biznes powinien mieć określoną ilość klientów by się mógł utrzymać, a jednak mimo to jeżeli trafia się jakiś klient to szansa, że będzie to zwykły klient jest prawie zerowa. Zawsze każdy oczekuje, że wejdzie w jakieś współprace, że będzie miał jakieś zobowiązanie wobec tej działalności. Przez to ilość prawdziwych klientów dających zysk jest tak mała, że zarobić można niewiele. Dodatkowe prowizje są z nie klientów tylko z ludzi składających w naszej firmie CV, którzy niby coś tam kupują, ale tylko po to by się podlizać i przyłączyć do firmy i ciągnąć zysk. To jest masakrycznie chore. Przy zmniejszającej się ilości klientów wzrasta ilość energii do opiekowania i kumplowania się z nimi. Przez to formalność zamienia się w sztuczność, udawanie tylko po to by ocalić kieszeń. By dobrze wyjść to trzeba po prostu dbać głównie o tych, którzy oczekują czegoś w zamian i robić ich w balona.
A żeby to jaśniej sprecyzować to posłużę się biznesem bardzo fajnego zespołu KAT. Kat ma swoją renomę, szacunek. Ma naprawdę bardzo wysoki poziom muzyczny(obecnie). Niestety podstawowa atrakcja jaką są koncerty nie dają takiej kasy by można było z tego żyć i odłożyć na emeryturkę. Do tego potrzeba użyć magicznych sztuczek wyciskania kasy z dodatkowych NIE klientów. Czyli Kat bierze kasę od kapel które go supportuje. Kapela znając markę KAT daje się namówić na to, że będzie fun, dlatego wykłada własną zarobioną kasę w korpo dla Kata, by ten mógł wyjść na zero. Nie oskarżam Kata za ten stan rzeczy(winą jest sytuacja), bo siła marki jest na rynku zwykłych klientów widocznie zbyt słaba, ale ogólna siła marki czyli zwykli klienci + zespoły którzy płacą kasę jest już w miarę taka, że muzyków stać wtedy na samo-utrzymanie.
Patrząc na inne biznesy to aż kipi biznesami na pograniczu bankructwa. To czy bankructwo będzie czy nie ma wpływ trend czy dobry humor, czy choćby dobre znajomości. Książkowo powinno być tak, że 100% ludzi wchodzących do sklepu to klienci dający kasę za usługę. A ta wartość czasami spada do 10%. 90% to pseudo klienci, którzy niby zapłacą, ale robiąc sobie nadzieję, że wejdą w jakiś układ z tym usługodawcą. Stąd ten ból d.
Czym jest sprawiedliwość wg. sądów?
Brak komentarzy
To comment you need to be logged in!